
Przemyślenia po powrocie z Japonii
Wiele, wiele razy zabierałam się do pisania o Japonii. Z reguły wydobywałam z siebie kilka zdań, po czym porzucałam proces twórczy lub po prostu usuwałam to, co napisałam. Jadąc metrem, maszerując ulicą, obserwując ludzi i otoczenie, ćwicząc, siedząc też w domu i przyswajając kolejny dzień pełen wrażeń – cały czas w moim umyśle dryfowała kwestia tego, jak i co mam napisać. Myślałam o relacjach z poszczególnych miejsc lub z każdego dnia. Zastanawiałam się nad tworzeniem cykli tematycznych. Pomysłów miałam mnóstwo. Ale zupełnie nie wiedziałam – i w sumie wciąż nie do końca wiem – w jaki sposób mogę najlepiej oddać moje wrażenia, odczucia i doświadczenia. Jak mogę przekazać Wam, Kochani, moją bezkresną – aczkolwiek nie bezkrytyczną – miłość do Japonii i pokazać, czym był dla mnie ten wyjazd.
Bo nie pojechałam do Japonii jako turysta w czystym tego słowa znaczeniu. Jeżeli ktoś interesuje się wszelkimi aspektami jakiegoś kraju od wielu, wielu lat, trudno traktować go jako zwykłego turystę. Sposób, w jaki odbiera on miejsce, w którym się znajduje, określam jako świadomy. Nie odbiera on otaczającej go rzeczywistości taką, jaką jest: w jego głowie konteksty kulturowe, język, religia, znajomość sytuacji społecznej tworzą siatkę wokół tego, co widzi. I ta siatka ciągnie się i ciągnie, znajdując coraz więcej punktów zaczepienia, kolejne aspekty kulturowe, polityczne czy społeczne, rozrasta się. W ten sposób taki podróżnik analizuje i rozumie otoczenie znacznie lepiej, aniżeli osoba, która przyjechała do Japonii nie wiedząc o niej nic lub bardzo mało. Nie piszę tego, aby w jakiś sposób tutaj kogokolwiek krytykować. Jeżeli pojechałabym do, powiedzmy, Paryża, też zachwycałabym się jedzeniem, widokami i klimatem, ale – jako osoba nieobeznana z kulturą i polityką Francji – nie odbierałabym tego w szerszym spektrum. Nie jest to coś, co chcę poddawać jakiemukolwiek osądowi. Chcę tylko powiedzieć (być może w bardzo oględny sposób), że bycie w Japonii jest dla mnie przeżyciem złożonym i zupełnie odmiennym, niż przebywanie w innym kraju.
Byłam w Japonii. Byłam w Japonii przez trzy cudowne tygodnie. Sama. Zobaczyłam mnóstwo rzeczy, zjadłam mnóstwo jedzenia, poznałam kilka wspaniałych osób. Przede wszystkim doświadczyłam Japonii w sposób świadomy. Oczywiście, nie ulega wątpliwości, że wiele miejsc opuściłam. Ale za to wszystko, co udało mi się zobaczyć i spróbować, wykorzystałam w pełni. Mogłabym zobaczyć więcej, znacznie więcej. Jednak czy przebieganie przez muzea, świątynie i inne atrakcje wypisane w przewodniku, pstrykanie zdjęć i pędzenie do następnego miasta, aby zobaczyć jak najwięcej jest lepsze od skrupulatnego zwiedzania miasta, pchania się do bocznych uliczek, kręcenia się po parkach i wchodzenia do sklepów? Żadnego miasta nie definiowałam poprzez jego atrakcje. W każdym miejscu pozwalałam moim nogom zejść z głównych ulic, gdzie zorganizowane wycieczki zmierzały strumieniem ku kolejnemu punktowi z serii must see. Zbyt wiele wiem o Japonii (chociaż rzeczy wciąż mi nieznanych jest jeszcze więcej), aby taka forma jej doświadczania mnie satysfakcjonowała.
Interesuję się Japonią już wystarczająco długo, aby moja bezkrytyczna fascynacja przerodziła się w swego rodzaju love-hate relationship. Ale postrzeganie licznych wad japońskiego społeczeństwa i mentalności Japończyków powoduje, że przebywanie w Japonii sprawia mi jeszcze większą satysfakcję. Japonia jest wielowymiarowa i żywa. Prawdziwa. To nie tylko gejsze, samuraje, zboczeńcy i otaku, ale zwykli ludzie. Zwykły kraj, który z jakiegoś powodu gości w moim sercu już dobre 10 lat. Jak każdy kraj, ma on swoje wady, zalety i społeczne problemy. Ze smutkiem widzę, jak wiele osób dosyć selektywnie podziwia Japonię: zachwycają ich stara architektura, kuchnia lub gościnność, ale ignorują problem rasizmu czy historycznej hipokryzji. Ale jak można w pełni doświadczyć kultury jakiegokolwiek narodu bez dostrzegania także jej ciemnej strony?
Czy robię się za bardzo filozoficzna?
Jeżeli tak, przepraszam, wytrzymajcie jeszcze trochę.
Przeczytałam mnóstwo książek, wysłuchałam mnóstwo historii z pierwszej ręki, trochę sama doświadczyłam. Ale wciąż ten kraj kocham. Kocham-nienawidzę, ale wciąż akceptuję. Chodząc po szarych ulicach, mieszkając w małych mieszkankach, ignorując spojrzenia i nieprzyjemne szepty, wciąż czułam się swobodnie. Dziwnie swobodnie: byłam sama w kraju oddalonym o tysiące kilometrów od domu, zdana tylko na siebie. Ale znałam te ulice. Znałam te miejsca. Zapachy. Szarość i brzydotę nowego budownictwa przeplatającego się ze starymi przepięknymi domami. Melodię języka, zawsze ocierającą się o uszy, nawet gdy nie skupiałam się na słowach. Część doświadczyłam już dwa lata temu. Ale większość znałam tylko z książek, filmów i z Japonii wyobrażonej w mojej głowie. Mimo wszystko, kiedy poruszałam się po zupełnie nieznanych mi miastach i miasteczkach, ulice – chociaż obce – budziły u mnie wrażenie pewnej bliskości.
Te trzy tygodnie mnie zmieniły. Nabrałam pewności siebie, stałam się bardziej niezależna. Ale jednocześnie nauczyłam się też polegać na innych: w Japonii czułam się bezpiecznie i swobodnie między innymi dlatego, że wiedziałam, że w każdym momencie mogę poprosić o pomoc osobę na ulicy. A ona – uprzedzona wobec gaijinów (obcych) czy nie – spróbuje mi pomóc najlepiej, jak potrafi.
Moja wiedza o Japonii powiększyła się, wzbogacona o nowe doświadczenia, spotkania, historie i obserwacje. Ale mimo tego mój stosunek do niej nie uległ zmianie – wciąż żywię do Kraju Kwitnącej Wiśni mieszankę miłości i pewnego rozczarowania. Moja podróż wręcz utwierdziła mnie w przekonaniu, że ten kraj ma specjalne miejsce w moim sercu. Ale – jak już wcześniej wspomniałam – nie oznacza to, że przyjmuję go w sposób bezkrytyczny. Dostrzegam jego problemy, tak jak uznaje się istnienie wad kochanej osoby: są one jej integralną częścią.
Wpis ten był trochę bardziej o mnie, niż o Japonii. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Ale chciałam podzielić się z Wami, Kochani, moimi uczuciami do Japonii. Moimi przemyśleniami, jak to określiłam w tytule. Są to refleksje, które tworzyły się moim umyśle od dłuższego już czasu, ale dopiero samotny pobyt w Japonii uformował je ostatecznie i ubrał w słowa.
-
Karolina
-
marycooking
-
-
Kasia & Marta
-
marycooking
-